Przezimujemy tutaj, za czarnej okładki płotem,
przenikanym z tej strony wzrokiem, a z zewnątrz chłodem,
przezimujemy, piórem rozszczepiając niby siekierą
słowa, w sągi składając literę za literą.
W sobotę minęła 16. rocznica śmierci Brodskiego. Od tego dnia chodzi za mną fragment z pięknego poematu "Część mowy", który dał tytuł temu blogowi, ale też idealnie oddaje mój obecny stan ducha, cały nastawiony na przeczekanie, przezimowanie właśnie.
Do Brodskiego dotarłem przez Czyżykiewicza; był rok 2001, ja - trochę pokiereszowany emocjonalnie i bezrobotny - w tym stanie recital "Świat widzialny" był porażającym doświadczeniem. Oczywiście, upraszcza on Brodskiego, ale też wyciąga z niego esencję przynajmniej kilku kluczowych wątków - triumf ducha nad losem w jego najcięższym wydaniu, ironia i autoironia rozbrajające wszelki patos i cierpiętnictwo, liryzm bez czułostkowości - ba, z szorstkością nawet. Przy całej złożoności tej poezji - prostota elementarnych prawd - jak u Herberta, z którym ogromnie dużo łączyło Brodskiego w poezji, choć paradoksalnie w życiu przyjaźnił się z Miłoszem. W formie - kaskadowe enumeracje, niepowstrzymane, wielopiętrowe frazy z wszechobecną przerzutnią, której był mistrzem - i celne, otrzeźwiające konstatacje. A potem, po recitalu Czyżykiewicza poszły zbiory - obowiązkowe "82 wiersze", słynna czerwona "Literatura na świecie" z 1988, tematyczne zbiorki przekładów Katarzyny Krzyżewskiej, najdłużej poszukiwane "Wiersze bożonarodzeniowe" i chyba najdroższe "Wiersze ostatnie". Ale przede wszystkim rocznicowy tom "Tym tylko byłem" - wyjątkowy przez swoją serdeczną redakcję, bo wydany w 10. rocznicę śmierci, ale też kupiony w szczególnym dla mnie momencie, stąd wiele wspomnień w niego wsiąkło. Ozdobiła go też dedykacja samego redaktora Illga, znalazł się wreszcie w moim osobistym Top Ten.
Później sięgnąłem też do esejów, bo drugim tomem jubileuszowego dyptyku był ich zbiór "Mniej niż ktoś". I obecnie uważam z całą stanowczością, że - wybaczcie gromkopierdny ton następnych zdań, ale ja naprawdę tak myślę - bez znajomości esejów zawartych w "Mniej niż ktoś" i "Pochwale nudy" nie da się zrozumieć cywilizacji zachodniej, Rosji, poezji XX wieku i przede wszystkim - człowieka. To jeden z kamieni milowych myśli ludzkiej - jak "Poetyka" Arystotelesa, "Biblia", "Krytyka czystego rozumu" Kanta, nie wiem co jeszcze. Od intymnej perspektywy słynnego petersburskiego półtora pokoju po wnikliwy przewodnik po anglosaskich - i nie tylko - poetach. A tekstów takich jak "Mowa na stadionie" czy "Pochwała nudy" - oba skierowane do absolwentów szkół amerykańskich - powinno się uczyć obowiązkowo w maturalnych klasach, u progu dorosłości. I jeszcze przemówienia noblowskiego, nieobecnego w tych zbiorach, rozbrajającego wyznania wiary w literaturę. 8 grudnia 1987 roku powiedział w nim: Nie wzywam bynajmniej do zastąpienia państwa biblioteką - choć myśl ta nawiedzała mnie niejednokrotnie - ale nie wątpię, że gdybyśmy wybierali władców na podstawie ich lektur zamiast programów politycznych, na Ziemi byłoby mniej nieszczęść. Kto wie, może ma rację?
Nie podzielam jedynie Jego zakochania w zimie (niechby choć zima raz przyszła i zasypała czubato / to wszystko: miasta, ludzi, a na początek - zieleń - napisał w niezrównanej "Części mowy"). Nawet zmarł zimą - uprzednio przewidując to w wierszu O nieśmiertelność śmierci nie poproszę... To właśnie jeden z tych, do których wracam najczęściej. Nie potrafię wskazać zresztą wiersza najulubieńszego. Ze zbioru "Tym tylko byłem" byłby to pewnie co trzeci - co czwarty (zob. kolekcja moich ulubionych wierszy Josifa). Nawet do cody niniejszego wpisu mam z punktu dziesięciu kandydatów. Ale, że okazja jest taka a nie inna, wybieram właśnie ten:
O nieśmiertelność śmierci nie poproszę.
I tchórz, i amant, i żebrak tkwi we mnie
ale z dnia na dzień oddycham po trosze
coraz to czyściej, pewniej i przyjemniej. (...)
Nie umrę latem, ani też w jesieni.
Zima nade mną swój całun rozpina.
Popatrz, kochana, w kącie się czerwieni
dzieląca mnie od życia pajęczyna. (...)
Krzyczę czasowi o losie. Głos zda się
coraz smutniejszy. Gdy kierunek zmienię,
do siebie mówię z kolei o Czasie.
On odpowiada mi zawsze milczeniem. (...)
Czas może milczeć. Niech wypłacze żale
raczej wiatr, wiejąc przenikliwie, ostro.
Ale nad moją mogiłą żydowską
wciąż młode życie niech krzyczy wytrwale.
przenikanym z tej strony wzrokiem, a z zewnątrz chłodem,
przezimujemy, piórem rozszczepiając niby siekierą
słowa, w sągi składając literę za literą.
W sobotę minęła 16. rocznica śmierci Brodskiego. Od tego dnia chodzi za mną fragment z pięknego poematu "Część mowy", który dał tytuł temu blogowi, ale też idealnie oddaje mój obecny stan ducha, cały nastawiony na przeczekanie, przezimowanie właśnie.
Do Brodskiego dotarłem przez Czyżykiewicza; był rok 2001, ja - trochę pokiereszowany emocjonalnie i bezrobotny - w tym stanie recital "Świat widzialny" był porażającym doświadczeniem. Oczywiście, upraszcza on Brodskiego, ale też wyciąga z niego esencję przynajmniej kilku kluczowych wątków - triumf ducha nad losem w jego najcięższym wydaniu, ironia i autoironia rozbrajające wszelki patos i cierpiętnictwo, liryzm bez czułostkowości - ba, z szorstkością nawet. Przy całej złożoności tej poezji - prostota elementarnych prawd - jak u Herberta, z którym ogromnie dużo łączyło Brodskiego w poezji, choć paradoksalnie w życiu przyjaźnił się z Miłoszem. W formie - kaskadowe enumeracje, niepowstrzymane, wielopiętrowe frazy z wszechobecną przerzutnią, której był mistrzem - i celne, otrzeźwiające konstatacje. A potem, po recitalu Czyżykiewicza poszły zbiory - obowiązkowe "82 wiersze", słynna czerwona "Literatura na świecie" z 1988, tematyczne zbiorki przekładów Katarzyny Krzyżewskiej, najdłużej poszukiwane "Wiersze bożonarodzeniowe" i chyba najdroższe "Wiersze ostatnie". Ale przede wszystkim rocznicowy tom "Tym tylko byłem" - wyjątkowy przez swoją serdeczną redakcję, bo wydany w 10. rocznicę śmierci, ale też kupiony w szczególnym dla mnie momencie, stąd wiele wspomnień w niego wsiąkło. Ozdobiła go też dedykacja samego redaktora Illga, znalazł się wreszcie w moim osobistym Top Ten.
Później sięgnąłem też do esejów, bo drugim tomem jubileuszowego dyptyku był ich zbiór "Mniej niż ktoś". I obecnie uważam z całą stanowczością, że - wybaczcie gromkopierdny ton następnych zdań, ale ja naprawdę tak myślę - bez znajomości esejów zawartych w "Mniej niż ktoś" i "Pochwale nudy" nie da się zrozumieć cywilizacji zachodniej, Rosji, poezji XX wieku i przede wszystkim - człowieka. To jeden z kamieni milowych myśli ludzkiej - jak "Poetyka" Arystotelesa, "Biblia", "Krytyka czystego rozumu" Kanta, nie wiem co jeszcze. Od intymnej perspektywy słynnego petersburskiego półtora pokoju po wnikliwy przewodnik po anglosaskich - i nie tylko - poetach. A tekstów takich jak "Mowa na stadionie" czy "Pochwała nudy" - oba skierowane do absolwentów szkół amerykańskich - powinno się uczyć obowiązkowo w maturalnych klasach, u progu dorosłości. I jeszcze przemówienia noblowskiego, nieobecnego w tych zbiorach, rozbrajającego wyznania wiary w literaturę. 8 grudnia 1987 roku powiedział w nim: Nie wzywam bynajmniej do zastąpienia państwa biblioteką - choć myśl ta nawiedzała mnie niejednokrotnie - ale nie wątpię, że gdybyśmy wybierali władców na podstawie ich lektur zamiast programów politycznych, na Ziemi byłoby mniej nieszczęść. Kto wie, może ma rację?
Nie podzielam jedynie Jego zakochania w zimie (niechby choć zima raz przyszła i zasypała czubato / to wszystko: miasta, ludzi, a na początek - zieleń - napisał w niezrównanej "Części mowy"). Nawet zmarł zimą - uprzednio przewidując to w wierszu O nieśmiertelność śmierci nie poproszę... To właśnie jeden z tych, do których wracam najczęściej. Nie potrafię wskazać zresztą wiersza najulubieńszego. Ze zbioru "Tym tylko byłem" byłby to pewnie co trzeci - co czwarty (zob. kolekcja moich ulubionych wierszy Josifa). Nawet do cody niniejszego wpisu mam z punktu dziesięciu kandydatów. Ale, że okazja jest taka a nie inna, wybieram właśnie ten:
O nieśmiertelność śmierci nie poproszę.
I tchórz, i amant, i żebrak tkwi we mnie
ale z dnia na dzień oddycham po trosze
coraz to czyściej, pewniej i przyjemniej. (...)
Nie umrę latem, ani też w jesieni.
Zima nade mną swój całun rozpina.
Popatrz, kochana, w kącie się czerwieni
dzieląca mnie od życia pajęczyna. (...)
Krzyczę czasowi o losie. Głos zda się
coraz smutniejszy. Gdy kierunek zmienię,
do siebie mówię z kolei o Czasie.
On odpowiada mi zawsze milczeniem. (...)
Czas może milczeć. Niech wypłacze żale
raczej wiatr, wiejąc przenikliwie, ostro.
Ale nad moją mogiłą żydowską
wciąż młode życie niech krzyczy wytrwale.
Oryginał w zbiorach Yale University. Tak, to jest zdjęcie obecne w nagłówku bloga (oraz stojące na moim biurku). |