Don DeLillo, "Podziemia"
Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak (ilustracje), "Proszę mnie przytulić"
Książka, z którą się rozminąłem. Być może nie sprzyjał jej czas, bo wakacje (w tym przypadku zeszłoroczne) domagają się lżejszych lektur, a "Podziemia" okazały się wyjątkowo wymagające. W każdym razie po fenomenalnej "Librze" ta książka mnie przerosła (choć udało się dobrnąć do końca - ponad 800 stron). Projekt panoramy społecznej obejmującej całą drugą połowę XX wieku, w której śledząc losy pewnej piłki baseballowej przemierzamy całe Stany w czasie i przestrzeni, jest zaiste imponujący. Wymaga jednak wielkiego natężenia uwagi, by się nie pogubić. Przyznam też, że baseball to chyba jedyny element amerykańskiej kultury, którego nie ogarniam, nie rozumiem, nie lubię. No a tu jest w centrum uwagi. Być może kiedyś przeczytam "Podziemia" tak, jak na to zasługują, a póki co wystawiam ocenę trochę w oderwaniu od własnych odczuć, ale ze świadomością, że gdybym sięgnął po ten tytuł kiedy indziej, odbiór mógłby być zupełnie inny. Jak widać (zob. poprzedni post), ocena ocenie nierówna.
4,5 / 6 Przemysław Wechterowicz, Emilia Dziubak (ilustracje), "Proszę mnie przytulić"
Mówiąc krótko: maksymalna prostota treści (tata-niedźwiedź z synkiem-misiem chodzą po lesie i przytulają wszystkie napotkane zwierzęta i leśniczego na dokładkę), ubrana w oszczędnie dobierane, ale pięknie poskładane słowa, do tego opatrzone ilustracjami obłędnej urody i kompozycji (Emilia Dziubak - jak dla mnie totalne objawienie na tym polu) składają się na jedną z najpiękniejszych książek dziecięcych jakie Ziemia nosiła. Szereg nagród, edycje zagraniczne (bo i sukces "Miśki" odniosły międzynarodowy) - wszystko zasłużenie.
Bezapelacyjne 6 / 6
PS. Inne książki Przemysława Wechterowicza są również jak najbardziej warte uwagi, a kolejne prace graficzne Emilii Dziubak, na czele z fenomenalną "Gratką dla małego niejadka" - to jest coś, czego uroda i pomysłowość nie dają się przekazać słowami.
Ed Vulliamy, "Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy"
Straszna książka. Zaczyna się obrazem bezgłowych zwłok wiszących pod mostem, a potem jest jeszcze mocniej, okrutniej, straszniej. Niejedno już czytałem, z opisami przemocy jestem oswojony, ale to, w co meksykańskie kartele narkotykowe obróciły pogranicze z USA - to istne piekło na Ziemi. Poziom terroru przekracza granice wyobraźni, plon śmierci przeraża zarówno rozmiarem, jak i wymyślnością tego, co można uczynić żywemu lub martwemu bliźniemu - z zemsty, z chciwości, na postrach. Ot, choćby właśnie na postrach kartele pacyfikują prymitywne ośrodki odwykowe dla narkomanów - w końcu ich działalność uszczupla rynek zbytu. Nie bez przyczyny też właśnie meksykańskie Juarez ma opinię najniebezpieczniejszego miasta na świecie. Kartelowy system w Meksyku wygląda zresztą na niezniszczalny, gdyż osłabienie któregokolwiek z karteli powoduje, że jego interesy przejmują pozostałem (jest ich w sumie sześć lub siedem), więc ogólna wartość "rynku" nie ulega zmniejszeniu. Poza tym korupcja - to nie jest tak, że w Meksyku jest korupcja - Meksyk cały JEST korupcją. Od najwyższych stanowisk państwowych po totalnie uzależnioną od karteli gospodarkę (która poza nimi w zasadzie nie istnieje). Reportaż Vulliamy'ego, który swoją podróż odbył w 2009 roku, jest wstrząsający, skrajnie krwawy, ale czyta się znakomicie. Autor pisze plastycznie, jest bacznym obserwatorem i - co może jeszcze ważniejsze - otwartym na swoich rozmówców, którym chętnie oddaje głos. Gorzką puentą książki jest długa rozmowa z londyńskim bankierem, z której wynika wprost, że jedynie aktywa właśnie meksykańskich karteli uchroniły amerykański system bankowy przed totalnym krachem w czasie niedawnego kryzysu. Cały ten zbrodniczy kapitał okazuje się więc niezbędny tak zwanemu cywilizowanemu światu. Pecunia non olet.
5,5 / 6
PS. W 2013 r. Vulliamy otrzymał za "Ameksykę" Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego.
Ed Vulliamy, "Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy"
Straszna książka. Zaczyna się obrazem bezgłowych zwłok wiszących pod mostem, a potem jest jeszcze mocniej, okrutniej, straszniej. Niejedno już czytałem, z opisami przemocy jestem oswojony, ale to, w co meksykańskie kartele narkotykowe obróciły pogranicze z USA - to istne piekło na Ziemi. Poziom terroru przekracza granice wyobraźni, plon śmierci przeraża zarówno rozmiarem, jak i wymyślnością tego, co można uczynić żywemu lub martwemu bliźniemu - z zemsty, z chciwości, na postrach. Ot, choćby właśnie na postrach kartele pacyfikują prymitywne ośrodki odwykowe dla narkomanów - w końcu ich działalność uszczupla rynek zbytu. Nie bez przyczyny też właśnie meksykańskie Juarez ma opinię najniebezpieczniejszego miasta na świecie. Kartelowy system w Meksyku wygląda zresztą na niezniszczalny, gdyż osłabienie któregokolwiek z karteli powoduje, że jego interesy przejmują pozostałem (jest ich w sumie sześć lub siedem), więc ogólna wartość "rynku" nie ulega zmniejszeniu. Poza tym korupcja - to nie jest tak, że w Meksyku jest korupcja - Meksyk cały JEST korupcją. Od najwyższych stanowisk państwowych po totalnie uzależnioną od karteli gospodarkę (która poza nimi w zasadzie nie istnieje). Reportaż Vulliamy'ego, który swoją podróż odbył w 2009 roku, jest wstrząsający, skrajnie krwawy, ale czyta się znakomicie. Autor pisze plastycznie, jest bacznym obserwatorem i - co może jeszcze ważniejsze - otwartym na swoich rozmówców, którym chętnie oddaje głos. Gorzką puentą książki jest długa rozmowa z londyńskim bankierem, z której wynika wprost, że jedynie aktywa właśnie meksykańskich karteli uchroniły amerykański system bankowy przed totalnym krachem w czasie niedawnego kryzysu. Cały ten zbrodniczy kapitał okazuje się więc niezbędny tak zwanemu cywilizowanemu światu. Pecunia non olet.
5,5 / 6
PS. W 2013 r. Vulliamy otrzymał za "Ameksykę" Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego.