Zupełnie przypadkiem na św. Patryka - książka z Irlandii Północnej.
Ech, chyba od lektury "City" Baricco (marzec 2012 roku) nie zdarzyło mi się tak głęboko zakochać w książce, wpaść po uszy, ulec szeregowi emocji, wybuchom śmiechu i wielu wzruszeniom, dać się prowadzić autorowi jak po sznurku, zaangażować do tego stopnia, by z zamknięciem książki natychmiast zatęsknić za jej bohaterami. Dzięki Bibliożercy poznałem nieprzeciętną czeredę uroczych młodych Irlandczyków - wiecznie przegranego Jake'a (rozwód jeszcze przed 30-tką), grubego Miśka, który z głupia frant wygrywa na loterii życia wielką miłość i szalony fart w interesach, wściekłą bojowniczkę Aoighre, Roche'a - wyszczekane dziecko ulicy, innych kumpli od kufla i szereg indywiduów zamieszkujących Belfast. Jak przecudnie ironiczny jest styl Wilsona, jak wyważone są nuty melancholii w całej kompozycji! Potrafi uwieść, uśpić czujność - i wstrząsnąć, bo jednak opowiada o Belfaście, mieście umęczonym trwającym 30 lat terroryzmem (akcja ma miejsce w latach 90. ubiegłego wieku).
Ode mnie: 6 / 6
Wszystkie opowiadania traktują w gruncie rzeczy o miłości.
Ech, chyba od lektury "City" Baricco (marzec 2012 roku) nie zdarzyło mi się tak głęboko zakochać w książce, wpaść po uszy, ulec szeregowi emocji, wybuchom śmiechu i wielu wzruszeniom, dać się prowadzić autorowi jak po sznurku, zaangażować do tego stopnia, by z zamknięciem książki natychmiast zatęsknić za jej bohaterami. Dzięki Bibliożercy poznałem nieprzeciętną czeredę uroczych młodych Irlandczyków - wiecznie przegranego Jake'a (rozwód jeszcze przed 30-tką), grubego Miśka, który z głupia frant wygrywa na loterii życia wielką miłość i szalony fart w interesach, wściekłą bojowniczkę Aoighre, Roche'a - wyszczekane dziecko ulicy, innych kumpli od kufla i szereg indywiduów zamieszkujących Belfast. Jak przecudnie ironiczny jest styl Wilsona, jak wyważone są nuty melancholii w całej kompozycji! Potrafi uwieść, uśpić czujność - i wstrząsnąć, bo jednak opowiada o Belfaście, mieście umęczonym trwającym 30 lat terroryzmem (akcja ma miejsce w latach 90. ubiegłego wieku).
I tak naprawdę to właśnie Belfast jest bohaterem jego opowieści, jak też przedmiotem zawoalowanego miłosnego wyznania, bo, zgodnie z zacytowanym na wstępie pierwszym zdaniem, jest to też opowieść o miłości do miasta. Miasta, które jest rozdarte między angielskich protestantów i irlandzkich katolików (wśród nich jedyny wyjątek stanowi wspomniany Misiek Lurgan - irlandzki protestant), a zarazem na swój sposób spokojne, zapyziałe, prowincjonalne. Swojskie do bólu. Może też dlatego tak łatwo się z nim zżyć. Powstała o nim książka nietuzinkowa, skrząca się kapitalnie humorystycznymi dialogami, uwodząca lirycznym wyczuciem narracji. Cudo.
-Rab, wyłącz to, dobra? - zawołałem.
Rab, zarośnięty tłuścioch zdobny w wyjątkowo toporne tatuaże odchrząknął kwaśno:
- Sięgasz pałą do zadka?
- Co?
- Sięgasz pałą do zadka? - powtórzył cierpliwie.
- Czemu pytasz? - zaniepokoiłem się.
- Bo jeśli sięgasz to pieprz się sam i nie zawracaj mi głowy!
Ode mnie: 6 / 6
Robert McLiam Wilson, Ulica marzycieli (Eureka Street) ; przeł. z ang. Maria Grabska-Ryńska. Katowice : "Książnica", 2000.