Przejdź do głównej zawartości

Josif Brodski, * * * (Zawsze twierdziłem...)

Zawsze twierdziłem, że los to zły kawał.
Że po co ryba, jeżeli jest kawior.
Że z wszystkich stylów ostanie się gotyk,
bo stercząc nie naraża na kłujący dotyk.
   Siedzę przy oknie. Klony za nim mokną.
   Kochałem ludzi niewielu. Lecz mocno. 

Sądziłem, że od lasu większa jest polano.
Że po co całe dziewczę, skoro jest kolano.
Że, zaprószone pyłem spod kopyt historii,
oko Rosji odpocznie na cyplach Estonii.
   Siedzę przy oknie. Umyłem naczynia.
   Szczęście już się skończyło. Nic się nie zaczyna.

Sądziłem, że w żarówce widać męki płciowe.
Że akt miłosny winien stworzyć własną mowę.
Że, wbrew Euklidesowi, gdy coś zwężę w stożek,
nie tyle z tego zero, ile Chronos stworzę.
   Siedzę przy oknie. Wspominam dni młode.
   To się uśmiechnę, to znów splunę na podłogę.

Mówiłem, że liść każdy - to pączka zniszczenie.
Że w niewłaściwą glebę upadłszy, nasienie
nie puszcza pędu: toteż łąka czy polana
świadczy, że się Przyrodzie zdarzył grzech Onana.
   Siedzę przy oknie, zaciskając wargi.
   Cień, mój towarzysz, na ścianie się garbi.

Pieśni mojej motywu brakowało. Ale
nie na chór jest pisana. Nie dziwię się wcale,
że mi w nagrodę za takie podarki
nikt swoich nóżek nie kładzie na barki.
   Siedzę przy oknie; morze, stary raptus,
   grzmi za storami i za świstem wiatru.

Znając nasze dość niskogatunkowe czasy,
przybijam dumny stempel "towar drugiej klasy"
na swe najlepsze myśli; i niech jutro młode
przyjmie te doświadczenia z walk o każdy oddech.
   Siedzę w ciemności. I nie gorsza pewno
   ciemność w pokoju, niż ciemność na zewnątrz.

(1971, tłum. Stanisław Barańczak)