Przejdź do głównej zawartości

Josif Brodski, "W krainie jezior"

W te dni, w tym kraju, wśród dentystów, których
córki obnoszą kostiumy najlepsze z Londynu, których zaciśnięte kleszcze
wznoszą jak sztandar nieznany do góry
czyjś Ząb Mądrości - ja, com w ustach zmieścił
ruinę starszą niż Partenon  dumny,
ja, szpieg, dywersant, as piątej kolumny
cywilizacji zgniłej - a z profesji
profesor sztuki słowa - jam tu żył,
w college'u blisko Wielkiej Słodkiej Wody,
gdzie w każdy wtorek na tubylcach młodych
ćwiczyłem sztukę wypruwania żył.

Wszystko, com pisał w te dni, nieodmiennie
musiało kończyć się na wielokropku.
Nie rozpinając ni guzika, sennie
padałem w pościel. I jeżeli w mroku
odnajdywałem gwiazdę na suficie,
gwiazda umiała, w myśl reguł ciążenia,
zbiec po policzku na poduszkę szybciej,
nim pomyślałem początek życzenia.

(1972, tłum. Stanisław Barańczak)

(Fot. z archiwum Zeszytów Literackich)