Chyba już ostatnia archiwalna recenzja. Z 2004 r.
- a Jemu się to udało.
---
[1] J. Kaczmarski, Stary poeta drzemie, [w:] tegoż, Tunel, Gdańsk 2004, s. 61.
[2] Potęga słowa, tamże, s. 38.
[3] J. Brodski, Muza żałoby, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś. Eseje, Kraków 2006, s. 35.
[4] J. Kaczmarski, Mieć miedź, [w:] tegoż, op. cit., s. 41-42.
[5] J. Kaczmarski, Tunel, tamże, s. 8.
[6] J. Kaczmarski, Dance Macabre, tamże, s. 63.
[7] J. Kaczmarski, Stary poeta drzemie, tamże, s. 61.
[8] J. Kaczmarski, Stary poeta drzemie, tamże, s. 61-62.
[9] J. Kaczmarski, Petroniusz bredzi, tamże, s. 55.
[10] J. Kaczmarski, Petroniusz bredzi", tamże, s. 56.
[11] J. Kaczmarski, Oliwa, wino i czas, tamże, s. 37.
Ten pierwszy tomik wierszy (a nie piosenek) Jacka Kaczmarskiego okazał
się jednocześnie wydaniem pośmiertnym: autor przegrał walkę z rakiem
raptem dwa-trzy tygodnie przed publikacją. Niełatwo więc czytać te
wiersze bez ciążącego nad nimi cienia Tanatosa, ale warto zdobyć się na
perspektywę szerszą, niż tylko pożegnalna. Tym bardziej, że sam autor,
choć zdawał sobie oczywiście sprawę z bliskości Końca, to jednak uparcie
podkreśla:
"Przecież jaw sennych wciąż dana mi łaska
I to twarz moja śpiąca, nie pośmiertna maska".[1]
Zupełnie jakby chciał powiedzieć: JA JESZCZE ŻYJĘ!
Wątek przemijania jest obecny w całej twórczości Kaczmarskiego i ten
zbiór nie jest wyjątkiem, ale warto pamiętać, że wiersze te, choć
opatrzone przez wydawcę podtytułem Wiersze ostatnie, nie były pisane
jako ostatnie.
Poezja Kaczmarskiego jest bardzo klasyczna w formie, rytmiczna i
ściśle rymowana, wręcz wywodząca się wprost z XIX wieku. Jest to
oczywiście świadomy wybór autorski, który sam Kaczmarski tak wyjaśnia:
"Zapytasz - skąd w tej pieśni archaiczne tony,
Ten trzynastozgłoskowiec, jak ze szkolnej męki?
Cóż, współczesna poezja, to jedynie dźwięki,
Poruszają żołądek, a nie ból świadomy..."[2]
Można tu przywołać jeszcze słowa Josifa Brodskiego: "Nic tak nie
obnaża słabych punktów poety jak wiersz klasyczny i właśnie dlatego tak
powszechnie się od niego stroni"[3] - i trzeba przyznać, że Kaczmarski
jawi się w Tunelu, a przynajmniej większej jego części, jako poeta
znakomity. Choćby dlatego, że mniej popisujący się aliteracjami, zabawą
słowem i zagęszczaniem głosek niż dawniej w piosenkach, a bardziej
skupiony na znaczeniach. Bardziej dążący do poetyckiej lakoniczności niż
efektownej pointy.
Tak przynajmniej jest w części wierszy - w tych poważniejszych. Ale
już choćby w satyrze gospodarczej Mieć miedź Kaczmarski stosuje rym
hipergęsty, mnożony (wirtuozersko!) do granic absurdu, przez co potęguje
efekt komizmu, przenosząc go z treści także na formę wiersza:
"Gdzieś w świecie
niejedna
stawała się rzecz:
cyberprzestrzeń,
Protokół z Szengen,
a u nas - wiecie -
ważne żeby mieć
tę miedź
i jeszcze
ten, no, wiecie, węgiel."[4]
Niektóre z wierszy humorystycznych (jak te poświęcone domowemu
zwierzyńcowi) nie wnoszą właściwie wiele do zbioru; pojedyncze -
sprawiają wrażenie napisanych "na siłę", ale to na szczęście wyjątki.
Najmniej udany jest chyba Oddział chorych na raka à la Polonaise A.D.
2002 (o Radiu Maryja i Żydach) - może miało być ironicznie, ale wyszło
zwyczajnie złośliwie. A szkoda, bo nasze wady narodowe to temat
literacko wdzięczny, czego sam Kaczmarski dawał wielokrotnie o niebo
lepsze dowody. Za to przesympatyczny - i jakże daleki od obiegowego -
jest portret K.I. Gałczyńskiego w Serwus, OchTyVita!, napisany z
krakowsko-alkoholową stylizacją - a jednocześnie "z łezką", mistrzostwo
lirycznego komizmu. Także niektóre ze Zwierzęcych sentencji o III RP
mają siłę i wymowę przysłów. A już tylko na wpół żartobliwa jest Oda do
mego wstydliwego księgozbioru: ciepłe i mądre wyznanie zakochanego w
książkach człowieka.
Ale to nie literackie żarty stanowią o wartości tego tomiku.
W centrum tematyki Tunelu leżą bowiem kluczowe dla człowieka
pytania: o postawę wobec przemijania i śmierci; wobec życia we
wszystkich jego (nie zawsze łatwych do zaakceptowania) aspektach; także
wobec piękna – tego zmysłowego i tego zamkniętego w słowach. Towarzyszy
im szereg nawiązań i tropów kulturowych: malarskich (Tycjan, Vermeer,
Picasso), historycznych (Petroniusz), mitologicznych (Tezeusz),
literackich i filozoficznych.
Życie i śmierć splatają się w klamrze tomu. Otwierający go tytułowy Tunel, będący w warstwie treściowej "reportażem ze śmierci
klinicznej", jest żarliwą apoteozą życia we wszystkich jego przejawach, z
zapadającym głęboko w pamięć finałem:
"Tutaj wszystko, co piękne, wszystko, co straszliwe,
bo żyje - przeżywane przez wszystko, co - żywe..."[5]
Tom zamyka zaś skrajnie pesymistyczny Dance Macabre - utwór o tym,
że każdy przez swoje życie musi "przebrnąć" samodzielnie, bo na cudzym
doświadczeniu uczyć się nie umie. Na własnym zresztą też nie. To jeden z
najlepszych wierszy Kaczmarskiego - konstatacja pozornie spokojna, ale
gdzieś w głębi budząca grozę.
Kaczmarski ma także cierpką świadomość ogólnego upadku
intelektualnego - i tego, że dla wielu wychowanych na prymitywnym
przekazie osobników może być niezrozumiały. Przebija ona w Dance
Macabre ("Tych, co gadać umieją/ mało kto zresztą pojmie"[6]); O tym
samym traktuje też poświęcona Wojciechowi Młynarskiemu przepiękna Piosenka o
szeleście, kolejna refleksja o przemijaniu.
Na koniec wiersze moim zdaniem najlepsze. Pierwszy z nich to
autobiograficzne wyznanie Stary poeta drzemie - zaskakujący, bo choć
Kaczmarski nigdy nie określał siebie jako wieszcza, to teraz czyni to
świadomie, choć znacząco autoironicznie. Poeta świadomie "archaizuje"
sam siebie („ze mnie kronikarz nie-dzisiejszego chowu”[7]) - po to, by
dojść do czegoś na kształt credo, odnoszącego się do całej jego
twórczości:
"kto się od fraz moich proroctw dopomina -
niech wie, że prorok wróży wtedy, gdy wspomina.
Niech wie to, czego nie wie całe człecze plemię,
że prorok widzi zwykle wtedy, kiedy drzemie.
Bo tylko Młodość wieszczy, bezwzględnie natchniona;
z wiekiem się uczłowiecza, człowieczejąc - kona.
Wszelka wiedza w opadłej powiece zamknięta;
Ten o oczach zamkniętych już wie, bo pamięta.
I ten tylko, co oczy na chwilę otworzy -
z tej pamięci niekiedy coś, być może, stworzy..."[8]
- bo czyż nie odbierano zwłaszcza wczesnych jego utworów, takich jak Kasandra czy Arka Noego, jako proroctw tyczących się
współczesności, podczas gdy on "wspominał dawno minione światy"?
Tak jak teraz przywołuje Arbitra Elegancji w wierszu Petroniusz
bredzi. W wielu wersach nie sposób oddzielić wypowiedzi konającego
Petroniusza od refleksji współczesnego polskiego poety: ("Chamstwo się
szybko w togach senatorskich mości,/ lecz nie skryje bezguścia, nie
zgubi akcentu"[9]). Podobnie nie da się rozdzielić dwugłosu poety i
Arbitra w zdaniach:
"Nie należy się życia zbyt kurczowo trzymać -
Strata bardziej zaboli, a ucieczki nie ma"[10]
- bo czy obaj nie wiedzieli tego aż nazbyt dobrze, zwłaszcza
Kaczmarski, pogodzony ze światem po latach niemal hulaszczego życia?
Petroniusz zachwyca także kunsztownością formy: wiersz rozpada się
stopniowo z upływem krwi z żył Rzymianina - od klarownego czterowersu,
przez coraz bardziej rwany dwuwers, aż do końcowych wyrazów, które kapią
jak ostatnie uchodzące krople życia.
I jest jeszcze wstrząsająca Starość Tezeusza, ale jest to utwór, w którym każdy przejrzeć się musi samodzielnie. Każdy ma swojego Minotaura...
Żal tylko, że nie będzie nam dane usłyszeć autorskich interpretacji
tych wierszy. Ale dobrze, że są, bo są to wiersze mądre. Przecież -
"Nie każda ręka, myśl i glina krucha
Ocali obraz i przechowa ducha"[11]
- a Jemu się to udało.
---
[1] J. Kaczmarski, Stary poeta drzemie, [w:] tegoż, Tunel, Gdańsk 2004, s. 61.
[2] Potęga słowa, tamże, s. 38.
[3] J. Brodski, Muza żałoby, [w:] tegoż, Mniej niż ktoś. Eseje, Kraków 2006, s. 35.
[4] J. Kaczmarski, Mieć miedź, [w:] tegoż, op. cit., s. 41-42.
[5] J. Kaczmarski, Tunel, tamże, s. 8.
[6] J. Kaczmarski, Dance Macabre, tamże, s. 63.
[7] J. Kaczmarski, Stary poeta drzemie, tamże, s. 61.
[8] J. Kaczmarski, Stary poeta drzemie, tamże, s. 61-62.
[9] J. Kaczmarski, Petroniusz bredzi, tamże, s. 55.
[10] J. Kaczmarski, Petroniusz bredzi", tamże, s. 56.
[11] J. Kaczmarski, Oliwa, wino i czas, tamże, s. 37.
Jacek Kaczmarski, Tunel. Wiersze ostatnie. Gdańsk : Tower Press, 2004.