Tytuł powieści Richarda Flanagana (ur. 1961) pochodzi z twórczości Basho, XVII-wiecznego mistrza haiku, którego twórczość z tomu o tym samym tytule jest - daleko rzecz upraszczając - medytacją nad życiem jako podróżą. Dla bohatera Flanagana, młodego lekarza Dorriga Evansa "ścieżką Północy" jest Linia. Linia kolejowa, budowana wraz z tysiącami innych jeńców na potrzeby japońskiej armii w Birmie i Tajlandii. Ten iście gargantuiczny projekt, znany jako Kolej Śmierci, pochłonął prawie sto tysięcy istnień ludzkich. Wśród tych, którzy przeżyli, był późniejszy ojciec pisarza, Arch (1915-2013). To jego historia leży u podstaw konstrukcji literackiej, jaką są "Ścieżki Północy", choć jest tylko jedną z jej składowych. Pewnym punktem odniesienia dla partii obozowych jest też niewielka powieść francuskiego pisarza Pierre'a Boulle'a Le Pont de la Rivière Kwaï (1952), rozsławiona epicką ekranizacją w reżyserii Davida Leana (1957), acz krytykowana za brak realizmu. U Flanagana polemika z etosem "brytyjskiego ducha", na którym ufundowana jest powieść Boulle'a oczywiście jest obecna (w losach pułkownika Rexrotha i zwłaszcza "Malutkiego" Middletona), ale ten temat szybko zostaje pozamiatany. Etos nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością obozu, ta bowiem jest doświadczeniem granicznym, ostatecznym. Naprawdę ostatecznym.
Może się mylę, ale tak sugestywnej literatury obozowej nie napisano od półwiecza, w każdym razie od bardzo dawna. O ile pewną stałą jest skrajne upodlenie, niebywałe cierpienie, urągające wszystkiemu warunki, w których egzystencja ludzka sprowadzona jest do kilkunastu kilo żywego mięsa, czołgającego się w błocie, to punktowane jest to jeszcze koszmarnymi kulminacjami - długą i krwawą operacją amputacji nogi w obozowych warunkach i makabrycznym zatłuczeniem bezbronnego jeńca przez strażników obozowych. Sugestywność emocjonalna i, by tak rzec, fizjologiczna tych fragmentów przytłacza, dusi i domaga się przerwy w lekturze.
Jednak nie o rozliczenia wojenne chodzi Flanaganowi, tylko o wpływ takiego doświadczenia na dalsze życie. Chyba. Bo o ile fabuła obozowa to czyste arcydzieło, to partie powojenne rozmywają się, nie mają już - w większości - tej literackiej siły. Z wyjątkiem może rozważań Dorriga nad przemową do albumu obozowych grafik, oraz tego co dotyczy powojennych losów żołnierzy japońskich. Tu z kolei autor podejmuje próbę zrozumienia tajemnicy, w jaki sposób tak wspaniała kultura jak japońska, mogła wydać takie bestie, jak opisani w powieści żołnierze cesarza.
Zaś wątek miłosny, wbrew promocyjnemu eksponowaniu go (vide okładka), stanowi w fabule część mało istotną i w zasadzie niepotrzebną - tym bardziej, że momentami nieznośnie tandetną.
W sumie bardzo dobra powieść, zawierająca obok elementów ewidentnie słabych fragmenty wspaniałe i głęboko wstrząsające, a także dwa momenty czystego geniuszu. Jeden to komiczna i wzniosła jednocześnie scena uwolnienia ryb z restauracyjnego akwarium i żołnierz wrzeszczący wprost do wiadra z nimi: "Jesteście, kurwa, wolne!".
Drugi to ten fragment:
Ze skał powstają piargi, z piargów piasek, z piasku błoto, z błota z powrotem skały i tak się kręci ten świat, jak powiadała jego mama, kiedy domagał się podania mu jakichś przyczyn albo wyjaśnień, dlaczego świat jest taki, a nie inny. Świat jest, odpowiadała matka. Po prostu jest, synku.
Ode mnie: 5 / 6
Richard Flanagan, Ścieżki Północy (Narrow road to the deep north), przeł. Maciej Świerkocki. Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2015.