Przejdź do głównej zawartości

Udręka i ekstaza (Jacek Dehnel, "Matka Makryna")


"Jedno, co pozostaje
To o tej drodze Opowieść"
(J. Kaczmarski, Dance Macabre)

Jacek Dehnel po "Saturnie", powieści traktującej o powikłanych relacjach w rodzinie Francisco Goi, wziął na warsztat kolejną postać historyczną - tym razem z rodzimego podwórka. Matka Makryna Mieczysławska (ok. 1785 - 1869), nad którą się pochylił, to fałszywa bazyliańska mniszka z Mińska, której relacje o męczeństwie za wiarę poniesionym na kresach (w tle leży wcielanie zakonów unickich do cerkwi prawosławnej) otumaniły w latach 40. XIX wieku głównych rozgrywających w środowisku polskiej emigracji w Paryżu. Słowacki spłodził o niej poemat, Mickiewicz pod jej wpływem wyspowiadał się i to swojemu antagoniście Jełowieckiemu, Makryna gościła u papieża, a papież (następny) u niej. Jej relacjom o makabrycznych praktykach biskupa prawosławnego Józefa Siemaszki nie podołały kolejne dementujące noty rosyjskie, ani znaczne rozbieżności między kolejnymi wersjami zeznań. Nie mówiąc o nieprawdopodobnej przesadzie w festiwalu relacjonowanych tortur, nawet znając możliwości rosyjskich oprawców z różnych epok. Ba - nawet ponad 50 lat po śmierci oszustki, mimo rewelacyjnej demaskatorskiej pracy ks. Jana Urbana Matka Makryna w świetle prawdy*), są w kościele katolickim tacy, którzy wierzą w jej męczeństwo.

Ustawienie Makryny w roli narratorki tworzy z jej historii opowieść intymną - inaczej iż gdyby opisywać ją z zewnątrz. Z zewnątrz byłoby łatwo o osąd. Od wewnątrz mamy wgląd w zaplecze makrynowej narracji - a nawet dwóch, bo jej zmyślona opowieść przetykana jest relacją z prawdziwego życia Ireny Wińczowej, bo tak nazywała się w rzeczywistości Makryna. Ta druga nie zachowuje linearnego charakteru, ale w przemyślany sposób odsłania klocki, z których narratorka układa swoją fikcję. Wiarygodnie uzasadnione jest przy tym pozostawienie pewnych kluczowych faktów na sam koniec. Dość powiedzieć, że Dehnelowi udała się subtelna sztuka splecenia znaczeń w taki sposób, że na jakimś symbolicznym poziomie następuje zespolenie rzeczywistych cierpień Wińczowej z ich fikcyjnym odpowiednikiem w opowieści Makryny. Cierpienia te są zupełnie inne, ale przecież w jakiś sposób pokrewne. I tak życie staje się siłą napędową narracji, czyli po prostu - na metaforycznym poziomie - literatury.

Makryna jest, w większym stopniu niż skreśleni z pasją Goyowie z "Saturna", postacią wycieniowaną, wielowymiarową. Autorowi też udało się więcej ugrać na jej historii - jest tu i zaczadzona martyrologią emigracja polska, i instrumentalne traktowanie wiary, i mesjanizm narodowy pod rękę z mistycyzmem religijnym, i międzynarodowa polityka watykańska, a przede wszystkim wielowymiarowy i jednak ostatecznie nieoczywisty w ocenie portret samej Makryny. Genialnej oszustki i prostej baby. Makryna na przemian budzi odrazę i czułość, irytację i litość, podziw i współczucie, fascynację i rozbawienie. Zwłaszcza znakomicie przedstawione jest jej rozgrywanie egzaltowanej polskiej emigracji, która na wieść o męczennicy jako żywo uosabiającej umęczoną ojczyznę, wpadają w ekstazę zaślepiającą na przesłanki świadczące o tym, że cała opowieść jest wyssana z brudnych i bynajmniej nie świętych palców. 

Logoreja fałszywej mniszki jest też mistrzostwem językowym. Pieczołowicie odtworzona gwara litewska przepuszczona jest przez brak wykształcenia i gwałtowne, nieuporządkowane emocje bohaterki. A Dehnel to pisarz o słuchu językowym bliskim absolutnego. Maestro wielopiętrowej, rozbudowanej frazy, nastrojonej pod oddech czytającego, rytmicznej, melodyjnej, wyakcentowanej, wypunktowanej pauzami. Kresowa plebejskość miesza się nieustannie z teatralną przesadą, prymitywną imitacją patosu. I jeśli do czegoś można się przyczepić w książce tak świetnie napisanej, to pewnej nadświadomości Makryny w pierwszych scenach paryskich. Oto prosta prowincjonalna baba przenika z łatwością niuanse i układziki, rządzące wysoce skomplikowaną strukturą polskiej emigracji. Literacko te partie są świetne, jadowite, soczyste - ale jednak rodzą w tym jednym aspekcie wrażenie niewiarygodności. Zbyt mocno wyjrzała spod nich ściśle warsztatowa potrzeba prezentacji środowiska, kosztem autentyczności. Niemniej Dehnel to wirtuoz słowa jakich naprawdę mało i póki co każde moje z nim spotkanie jest literacką ucztą.

Ode mnie: 5,5 / 6

*) Publikację ks. J. Urbana Matka Makryna w świetle prawdy można znaleźć w Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej - niestety w mało intuicyjnym formacie djvu.


;-)



Jacek Dehnel, Matka Makryna. Warszawa : Wydawnictwo WAB, 2014.

Książka dostępna w WBP w Lublinie