Dzień się nazywał „pierwszy września”. Dzieci –
jako że jesień była – szły do szkoły.
A Niemcy właśnie zrywali pasiaste
polskie szlabany. I jakby paznokieć
gładził cynfolię, tak czołgi zgładziły
pułki ułanów.
Weź szklanki z kredensu
i za ułanów wypijmy, co stoją
na pierwszym miejscu na liście poległych,
niby w dzienniku szkolnym.
Znowu brzozy
szumią na wietrze i liście wirują,
jak nad zrzuconą z głowy rogatywką,
nad dachem domu, gdzie nie słychać dzieci.
I ciężkie chmury niosą pomruk gromu
ponad oknami, zasnutymi mrokiem.
(1967, przekł. Stanisław Barańczak)
jako że jesień była – szły do szkoły.
A Niemcy właśnie zrywali pasiaste
polskie szlabany. I jakby paznokieć
gładził cynfolię, tak czołgi zgładziły
pułki ułanów.
Weź szklanki z kredensu
i za ułanów wypijmy, co stoją
na pierwszym miejscu na liście poległych,
niby w dzienniku szkolnym.
Znowu brzozy
szumią na wietrze i liście wirują,
jak nad zrzuconą z głowy rogatywką,
nad dachem domu, gdzie nie słychać dzieci.
I ciężkie chmury niosą pomruk gromu
ponad oknami, zasnutymi mrokiem.
(1967, przekł. Stanisław Barańczak)
1967, fot. Aleksander Brodski, zbiory Michaiła Milchika, źródło: https://therussianreader.files.wordpress.com |