Ken Kesey
(1935-2001) kojarzony jest zwykle z debiutanckim Lotem na kukułczym
gniazdem (1962), tymczasem do śmierci za swoje opus magnum uważał
opisywaną tutaj oregońską sagę (1964). Ponoć pytany po latach, dlaczego
jego pisarstwo nie poszło w takim właśnie epickim kierunku,
odpowiedział, że nigdy potem nie był w stanie pisać po 30 godzin jednym
ciągiem. "Do tego trzeba być młodym". Tak czy inaczej książka ta, o
myląco frywolnym tytule (to cytat z folkowej piosenki z lat 30.,
zasadniczo ten fragment mówi o myślach samobójczych) to jego dzieło
najobszerniejsze.
Kesey na bazie konfliktu między dwójką braci - młodszym, słabszym
Lelandem i będącym uosobieniem twardości i uporu Hankiem - oraz
wyrazistego konfliktu społecznego zbudował panoramiczny obraz
małomiasteczkowego życia północno-zachodnich krańców USA. Całe życie w
fikcyjnym Wakonda obraca się wokół wyrębów drzew, przeto praca Hanka
Stampera i jego rodziny wykonywana na kontrakcie dla bojkotowanej przez
pozostałych mieszkańców kompanii musi nieuchronnie doprowadzić do
konfrontacji. Realia pracy oregońskich drwali, ich specyficzna gwara,
sympatycznie uchwycona przez tłumacza Jerzego Łozińskiego, podobnie jak wyjątkowo plastycznie opisywana przyroda tego gęsto
zalesionego stanu, chłodnego, wilgotnego i mglistego, tworzą jedyną w swoim rodzaju klimatyczną mieszankę
szorstkości i prostoty, nieuchronnie kojarzącą się z wielką amerykańską
klasyką w rodzaju "Gron gniewu" (choć tam akurat było cieplej). To w pewnym sensie pokrewna tamtej klasycznej powieści próba opisu
bardzo amerykańskiego hartu ducha, graniczącego z maniakalnym uporem.
Jakby na marginesie konfliktu o kontrakt Kesey zderza mentalność amerykańskich demokratów i ich socjalistyczny z ducha solidaryzm, z reprezentowaną przez Hanka Stampera perspektywą bardzo republikańską, nastawioną na zapewnienie bytu przede wszystkim swoich najbliższych. I generalnie obie te postawy mają w powieści swoje mocne uzasadnienie. Obie strony mają swoje racje.
Jakby na marginesie konfliktu o kontrakt Kesey zderza mentalność amerykańskich demokratów i ich socjalistyczny z ducha solidaryzm, z reprezentowaną przez Hanka Stampera perspektywą bardzo republikańską, nastawioną na zapewnienie bytu przede wszystkim swoich najbliższych. I generalnie obie te postawy mają w powieści swoje mocne uzasadnienie. Obie strony mają swoje racje.
Kesey zastosował w swojej powieści narrację z wielu punktów widzenia, rozszerzoną o monologi wewnętrzne kluczowych bohaterów. Taka konstrukcja, choć początkowo niełatwa w odbiorze, operująca kilkoma rodzajami wyróżnień (nawiasy, kursywa), pozwoliła mu na wydobycie wszystkich punktów widzenia w najdrobniejszych niuansach. Dramaturgia poszczególnych etapów konfliktu rozpisana jest na emocje wszystkich zaangażowanych stron. Powstała sugestywna, wnikliwa opowieść, trochę taka archetypiczna, kojarząca się nieco z Szekspirem (konflikt), trochę z Faulknerem (styl). Kesey z widoczną miłością uwiecznia przy tym specyfikę Oregonu i jego majestatycznej przyrody, której poświęcił pełne żaru niemal poetyckie akapity. Nic dziwnego więc, że "Chętka" ma w tej części Stanów status zbliżony do pozycji "Przeminęło z wiatrem" na amerykańskim Południu. To epicki pean na cześć Północnego Zachodu, a zarówno mnogość malowniczych rodzajowych epizodów, jak i finał, na swój szorstki sposób podniosły, ale jednocześnie sympatycznie przewrotny, są tego dowodami.
Ode mnie: 5,0 / 6.
Ode mnie: 5,0 / 6.
Ken Kesey, Czasami wielka chętka (Sometimes A Great Notion) ; przeł. Jerzy Łoziński. Poznań: Zysk i S-ka, 1995.