(Notka jest krótka, gdyż jestem zajęty innym, dłuższym i mocno wymagającym tekstem)
Jakieś dwadzieścia lat temu pewna bliska mi osoba w trakcie rozmowy o "Klaudiuszu" Gravesa westchnęła: "Ach, Aecjusz, jaka TO jest książka..." Zapadło mi to w pamięć, ale przez lata nie po drodze było mi z Aecjuszem (a może to jemu ze mną?). W efekcie jest to też książka, która najdłużej czekała na liście do przeczytania. A takich powieści historycznych już się dzisiaj chyba nie pisze. Któż dziś potrafiłby na ledwie 300 stronach przedstawić tyle zawiłości dziejowych i psychologicznych?
Rzym doby Aecjusza (390-454), a dokładnie Cesarstwo Zachodniorzymskie, to imperium w swojej chyba ostatniej chwili przed ostatecznym rozkładem. Przesiąknięte już chrześcijaństwem, ale nie pożegnane ze starą wiarą (a jeśli dodać do tego rozłamy w łonie młodego Kościoła, obraz robi jeszcze bardziej złożony); walczące z jednymi plemionami barbarzyńskimi, ale trzymające się we względnym pionie dzięki militarnym sojuszom z innymi. Dla osób kojarzących Rzym głównie z okresu potęgi, jego obraz u Parnickiego będzie niezłym zaskoczeniem. W tym wszystkim lawiruje Flawiusz Aecjusz, ostatni wielki dowódca legionów (już wtedy złożonych głównie z Gotów), mistrz "dyplomacji twardej ręki" - bo tak chyba można nazwać połączenie niezwykłego wyczucia politycznego z nieposkromioną ambicją i bezpardonową walką o wpływy. Ta postać nie poddaje się prostej ocenie, co zresztą jest wielkim atutem powieści. Położenie wyraźnego nacisku na relacje politycznych graczy (wzajemne zależności, ale też choćby ich postawy wobec różnych wersji wyznań religijnych) z niemal całkowitym pominięciem batalistyki, do tego wyraźnie zaznaczona refleksja historiozoficzna, czynią z książki Parnickiego dzieło fascynujące, napisane przepiękną kunsztowną polszczyzną, o całą galaktykę odległe od współczesnego powieściopisarstwa historycznego - realistycznego, ale wypranego z głębszej refleksji filozoficznej. Nie ta liga.
Rzym doby Aecjusza (390-454), a dokładnie Cesarstwo Zachodniorzymskie, to imperium w swojej chyba ostatniej chwili przed ostatecznym rozkładem. Przesiąknięte już chrześcijaństwem, ale nie pożegnane ze starą wiarą (a jeśli dodać do tego rozłamy w łonie młodego Kościoła, obraz robi jeszcze bardziej złożony); walczące z jednymi plemionami barbarzyńskimi, ale trzymające się we względnym pionie dzięki militarnym sojuszom z innymi. Dla osób kojarzących Rzym głównie z okresu potęgi, jego obraz u Parnickiego będzie niezłym zaskoczeniem. W tym wszystkim lawiruje Flawiusz Aecjusz, ostatni wielki dowódca legionów (już wtedy złożonych głównie z Gotów), mistrz "dyplomacji twardej ręki" - bo tak chyba można nazwać połączenie niezwykłego wyczucia politycznego z nieposkromioną ambicją i bezpardonową walką o wpływy. Ta postać nie poddaje się prostej ocenie, co zresztą jest wielkim atutem powieści. Położenie wyraźnego nacisku na relacje politycznych graczy (wzajemne zależności, ale też choćby ich postawy wobec różnych wersji wyznań religijnych) z niemal całkowitym pominięciem batalistyki, do tego wyraźnie zaznaczona refleksja historiozoficzna, czynią z książki Parnickiego dzieło fascynujące, napisane przepiękną kunsztowną polszczyzną, o całą galaktykę odległe od współczesnego powieściopisarstwa historycznego - realistycznego, ale wypranego z głębszej refleksji filozoficznej. Nie ta liga.
Ode mnie: 5,5 / 6
Teodor Parnicki, Aecjusz, ostatni Rzymianin. Warszawa : PAX, 1977.