Ptaszki siadają na drzew sękach.
Wyrobnik-zuch podwija rękaw.
W akademikach, studenterio,
budzisz się, zlana nocną spermą.
Choć absurdalne w swojej formie,
obłoki budzą tym euforię,
że wyglądają (rzecz przedziwna)
jak logika kumulatywna.
Słońce-detektyw błyska w oczy
odznaką światu, który w nocy
źle się sprawował. Rozczochrane
masy na pierwszą idą zmianę.
Popatrzmy teraz na to, co się
zdarzyło tylko raz w kosmosie:
życie na Ziemi. Wiele ponęt
ma ono - szczęściem, nie dla komet.
Jak o film, który sam się skazał
na wyświetlanie na pokazach
specjalnych - życie podbić może
widza, choć akcją budzi grozę.
Lecz czystość, cechująca lazur
w górze, wyjaśnia nam od razu,
czemu moralne nasze prawa
nie otrzymają w niebie brawa.
To, za co zwykleśmy winili
bogów, uważa się w tej chwili
za grę cząsteczek i przypadku.
Lepsza już blaga naszych dziadków.
Bez związku jednak z całym mrowiem
przyczyn i skutków- jedno powiem:
człowiek jest rad, jeżeli rano
wśród tego mrowia może stanąć.
Złocony zorzą, czuje dumę,
że, wzorem swej planety, umie
patrzeć spokojnie, bez grymasów
w twarz tego i przyszłego czasu,
bo jeśli się odrzuca wszystko,
co wmusza nam swe towarzystwo,
głaz robi się od głazu twardszy.
Serce też. Ale głaz jest trwalszy.
(1996, tłum. Stanisław Barańczak)
Wyrobnik-zuch podwija rękaw.
W akademikach, studenterio,
budzisz się, zlana nocną spermą.
Choć absurdalne w swojej formie,
obłoki budzą tym euforię,
że wyglądają (rzecz przedziwna)
jak logika kumulatywna.
Słońce-detektyw błyska w oczy
odznaką światu, który w nocy
źle się sprawował. Rozczochrane
masy na pierwszą idą zmianę.
Popatrzmy teraz na to, co się
zdarzyło tylko raz w kosmosie:
życie na Ziemi. Wiele ponęt
ma ono - szczęściem, nie dla komet.
Jak o film, który sam się skazał
na wyświetlanie na pokazach
specjalnych - życie podbić może
widza, choć akcją budzi grozę.
Lecz czystość, cechująca lazur
w górze, wyjaśnia nam od razu,
czemu moralne nasze prawa
nie otrzymają w niebie brawa.
To, za co zwykleśmy winili
bogów, uważa się w tej chwili
za grę cząsteczek i przypadku.
Lepsza już blaga naszych dziadków.
Bez związku jednak z całym mrowiem
przyczyn i skutków- jedno powiem:
człowiek jest rad, jeżeli rano
wśród tego mrowia może stanąć.
Złocony zorzą, czuje dumę,
że, wzorem swej planety, umie
patrzeć spokojnie, bez grymasów
w twarz tego i przyszłego czasu,
bo jeśli się odrzuca wszystko,
co wmusza nam swe towarzystwo,
głaz robi się od głazu twardszy.
Serce też. Ale głaz jest trwalszy.
(1996, tłum. Stanisław Barańczak)