Przejdź do głównej zawartości

Josif Brodski, "Melodia muru berlińskiego"



To jest dom, który zburzył Jack.
To jest punkt, skąd na tamten brzeg
chciał przejść Hans (jeden strzał i schlus).
a to jest mur, który Iwan wzniósł.


Poczucie winy doskwierało mu
widocznie, kiedy wznosił ten mur,
bo zastosował skromny, szary beton
i pól minowych koncepcję dyskretną.

Mur ten a) nudzi, b) straszy ponuro.
Pod nim kolczasty drut, jak włóczka, którą
babunia cerowała skarpetki na pięcie.
Lecz drut nie do robótek: wysokie napięcie.

Za murem flaga na wietrze się miota,
a na niej Cyrkiel w towarzystwie Młota
obwieszcza na tle żółci, czerwieni i czerni
ziszczenie się snów masonerii.

Czujne lornetki Volkspolicji
z wież rozglądają się po okolicy:
i Wschód, i Zachód przedstawiają widok
godny uznania: ni jednego Żyda.

Z tych, którzy razem tu żyli i marli,
jednych na Zachód pchnął pociąg do Marki,
drudzy do Marksa poczuli popęd.
Mur nie pozwoli im zejść się z powrotem.

Przyjdź pod ten mur, jeśli źle ci tam, gdzie jesteś:
to próbka tego, jak wygląda przestrzeń
kosmiczna, w której życia brak na pewno
i jeśli co ginie - to przedmiot.

Przyjdź na tę, obojętną na pokój czy wojnę,
zakrzepłą wersję albo-albo tak spokojnie
przecinającą dzielnice, gdzie w pustce
pustka odbita, jak w pękniętym lustrze.

Dzień tu smutny. Po nocach reflektorów światło
przecina duszne powietrze i łatwo
wykazuje, że jeśli ktoś tu krzyknął znów,
to nie z przyczyny złych snów.

Bowiem sny nie są tutaj takie złe: najwyżej mokre
od krwi kogoś jak ty, kto próbował samotnie
włóczyć się gdzie nie trzeba, po czym w jego głowie
sny zastąpiono ołowiem.

W takich warunkach chyba Czas jedynie
nie boi się popełniać tych samych przewinień,
chodząc tam i z powrotem swoim własnym śladem:
nie strzela się do wahadeł.

Dlatego liczne jeszcze zaświecą księżyce
nad tym miejscem, gdzie wkoło będzie trwało życie
par w pościeli, bogaczy zajętych zbytkami,
dziewcząt zajadających się rybą z frytkami.

Przyjdź pod ten mur,  wydanie i lepsze, i nowsze
murów rzymskich czy chińskich: ich starte trzonowce
zazdroszczą kłom stalowym, które, mierząc w niebo,
błyszczą, świeżo obmyte z krwi twego bliźniego.

Świergot ptaka wdzięczniejszą byłby kołysanką.
Lecz jeśli masz coś przeciwko skrobankom
(lub konowałom, którym słono trzeba płacić),
przyjdź pod ten mur – popatrzeć.

(1980, przeł. z oryginału angielskiego Stanisław Barańczak)