Robert McCammon podobno pisze horrory fantasy. Nie wiem, nie znam gościa. Po Chłopięce lata sięgnąłem zupełnym przypadkiem, natknąwszy się na recenzję u Matki Polki Czytającej (szukałem zupełnie innego tekstu), a nie z miłości do tego gatunku. W każdym razie książka ta zawiera jak najbardziej elementy nadprzyrodzone wzięte z horroru - stwora z jeziora, sny, wizje, dość liczne zresztą. Ba - nawet klimaty murzyńskiego voodoo nie są obce autorowi. Ale nie jest to horror. Jest tu też mroczny wątek kryminalny. Właściwie leitmotiv, bo ani on nie dominuje, ani nie stanowi sedna fabuły - jedynie oś konstrukcyjną, obrośniętą innymi historiami. Nie jest więc kryminał.
Natomiast na pewno są Chłopięce lata książką o dorastaniu. 12-letni Cory Mackenson, śmigający na rowerze uliczkami małego miasteczka w Alabamie razem z Benem, Davym Rayem i Johnnym - trójką niezastąpionych przyjaciół - i przeżywający najbardziej soczysty okres dzieciństwa latem 1964 roku, odkrywa, że świat ma też swoje poważne strony, a życie to nie nieprzerwana zabawa. Choć z drugiej strony siła dziecięcych emocji, niekiedy przytłaczająco potężnych, i niezachwiana wiara we wpisaną w świat magię, potrafią zakrzywić rzeczywistość poza teoretycznie racjonalne granice. I trudno naprawdę rozstrzygnąć, czy owe nadprzyrodzone elementy naprawdę są nadprzyrodzone, czy to tylko splot okoliczności i dziecięcej wyobraźni. Gdzieś na styku "dorosłego" realizmu i niedorosłego "czucia" świata realizuje się ta opowieść, w której splata się niebywale zmysłowe i emocjonalne postrzeganie świata ze stopniowym pożegnaniem z dzieciństwem. W tym sensie Chłopięce lata to bildungsroman, klasyczna powieść o dorastaniu. McCammon, oddając na ponad 500 stron głos swojemu bohaterowi, cudownie autentycznie odtworzył nastoletnią perspektywę, a refleksje Cory'ego, choć nasycone mnóstwem niebanalnych prawd o życiu, nie tracą ani na moment dziecięcej spontaniczności. Innymi słowy - młody Cory nie posiada nadświadomości dorosłego autora. Jego poszukiwanie własnego miejsca w świecie jest na wskroś przekonujące i angażujące.
Jednocześnie, mimo tego co powyżej, jest to też książka o pamięci, o tym jak w dzieciństwie tkwią korzenie naszego dorosłego życia. Dzieje się tak też dlatego, że narracja Cory'ego w angażuje w szczególny sposób, wyzwalając w czytelniku takiego samego nastolatka, budząc dość zapomniane, na swój sposób atawistyczne i bezwstydne emocje. I uruchamia pamięć o własnych przeżyciach z analogicznego okresu. A mimo bogactwa obyczajowych konkretów, przekaz emocjonalny jest na tyle uniwersalny, że dla zaangażowania odbiorcy nie ma znaczenia, że nie mieszkał nigdy w Alabamie, a w 1964 roku nie było go na świecie.
Warto obejrzeć. |
Istotnym elementem świata chłopaków z Zephyr jest otaczająca ich popkultura. Stąd wdzięczną materią jest szereg mniej lub bardziej czytelnych nawiązań w ślad za wyobraźnią Cory'ego, z lubością nurzającą się w filmach, książkach i komiksach. Od obrazkowych historii o kosmitach i superbohaterach, przez przepiękny pastisz W samo południe, aż po bardziej zakamuflowane odwołania do Zabić drozda - sieć odwołań jest tu niemal drugoplanową bohaterką.
Postacią wyjątkowo ważną jest Tom Mackenson, ojciec Cory'ego. Mężczyzna boryka się z traumą po tragicznym wypadku, którego ofiary nie zdołał uratować, co wytrąca go na wiele miesięcy z równowagi. Jednocześnie człowiek ten nie przestaje być ojcem - autorytetem i być może najważniejszym gwarantem porządku najbliższej części świata w oczach chłopca, którego oczami go przecież obserwujemy. Pęknięcie, z którego chłopiec zdaje sobie sprawę, i walka o wymierzenie sprawiedliwości, to napięcie między zachwianiem psychiki a wiernością wyznawanym zasadom, opisane z wielką klasą i wyczuciem, czyni z Toma Mackensona najpiękniejszy portret ojca jaki spotkałem w literaturze od czasów Atticusa Fincha. Obaj bohaterowie mają pewne elementy wspólne, i to podobieństwo jest w oczywisty sposób intencjonalne. Ale fakt ten nie odbiera ojcu Cory'ego sugestywności i głębi, a perspektywa z jakiej z nim obcujemy czyni odbiór tej postaci wyjątkowo silnie angażującym.
Też warto obejrzeć. |
Ode mnie: 6 / 6
PS. O książce, jak wspomniałem na wstępie, przeczytałem u Matki Polki Czytającej (dzięki ogromne!). Później odkryłem, że pisało już o niej mnóstwo osób, m.in. Padma, Ann RK, Olga, Hadyna, Zacofany w Lekturze, Adrian. Agnieszka uznała ją za książkę roku 2014. I też chciała wystawić 7 na 6 (przysięgam, nie widziałem tego wcześniej, ale nie będę już zmieniał). I to z pewnością nie są wszyscy.
Robert McCammon, Chłopięce lata (Boy's Life) ; przeł. Maria Grabska. Warszawa : Wydawnictwo EM, 1996. [II wyd. pt. Magiczne lata. Słupsk : Papierowy Księżyc, 2012.]