***
Obcas zostawia ślady - więc zima, wiadomo.
Ubrane tylko w drzewa, pośród płaskiej bieli
po przechodniach poznają się zmarznięte domy.
Cóż rzec wieczorem o tym, co będzie, jeżeli
wśród nocnej ciszy nagle przypomniane
ciepło twoich - trzykropek - gdyś zapadła w sen,
ciało odrzuca od duszy na ścianę
tak jak rzucony na tę ścianę cień
krzesła wieczorem, kiedy świeca płonie,
i, nad wieżami silosów, pod niebem
zwisającym jak obrus, splamionego przez skrzydła gawronie
powietrza nie wybielisz kłującym w oczy śniegiem.
***
Cichotworzenie moje, moje nieme
stworzenie pociągowe, ciągłe - w jaką stronę,
powiedz, mamy się zwrócić ze swoim istnieniem,
komu poskarżyć się na jarzmo i postronek?
To tak jakby, dostrzegłszy w nocy, za portierą
księżyc, przy świetle zapałki, w pośpiechu
własnoręcznie strzepywać na kartkę papieru
obłąkany pył jego żółtego uśmiechu.
Tę pisaninę, gęstszą od miodu lecz ciekłą,
jak chcesz, rozmazuj, ale z kim w potrzebie
przełamać w łokciu i w kolanie cienką
odciętą kromkę, moje cichotworzenie?
***
Las łysiejący, przymrozek, pażdziernik,
niebo o barwie szarej jak eternit.
W dzień nieparzysty wychodząc na taki chłód, aż się kurczysz
i zaokrąglasz datę do soczystego "och, kurrczę..."
Nie jesteś ptakiem, by móc stąd ulecieć:
w poszukiwaniach miłej cały przecież
zjechałeś wszechświat i nie masz gdzie skłonić
głowy, bo już brakuje dalszych stron i stronic.
Przezimujemy tutaj, za czarnej okładki płotem,
przenikanej z tej strony wzrokiem, a z zewnątrz - chłodem,
przezimujemy, piórem rozszczepiając niby siekierą
słowa, w sągi składając literę za literą.
(1975-1976, przeł. Stanisław Barańczak)
Obcas zostawia ślady - więc zima, wiadomo.
Ubrane tylko w drzewa, pośród płaskiej bieli
po przechodniach poznają się zmarznięte domy.
Cóż rzec wieczorem o tym, co będzie, jeżeli
wśród nocnej ciszy nagle przypomniane
ciepło twoich - trzykropek - gdyś zapadła w sen,
ciało odrzuca od duszy na ścianę
tak jak rzucony na tę ścianę cień
krzesła wieczorem, kiedy świeca płonie,
i, nad wieżami silosów, pod niebem
zwisającym jak obrus, splamionego przez skrzydła gawronie
powietrza nie wybielisz kłującym w oczy śniegiem.
***
Cichotworzenie moje, moje nieme
stworzenie pociągowe, ciągłe - w jaką stronę,
powiedz, mamy się zwrócić ze swoim istnieniem,
komu poskarżyć się na jarzmo i postronek?
To tak jakby, dostrzegłszy w nocy, za portierą
księżyc, przy świetle zapałki, w pośpiechu
własnoręcznie strzepywać na kartkę papieru
obłąkany pył jego żółtego uśmiechu.
Tę pisaninę, gęstszą od miodu lecz ciekłą,
jak chcesz, rozmazuj, ale z kim w potrzebie
przełamać w łokciu i w kolanie cienką
odciętą kromkę, moje cichotworzenie?
***
Las łysiejący, przymrozek, pażdziernik,
niebo o barwie szarej jak eternit.
W dzień nieparzysty wychodząc na taki chłód, aż się kurczysz
i zaokrąglasz datę do soczystego "och, kurrczę..."
Nie jesteś ptakiem, by móc stąd ulecieć:
w poszukiwaniach miłej cały przecież
zjechałeś wszechświat i nie masz gdzie skłonić
głowy, bo już brakuje dalszych stron i stronic.
Przezimujemy tutaj, za czarnej okładki płotem,
przenikanej z tej strony wzrokiem, a z zewnątrz - chłodem,
przezimujemy, piórem rozszczepiając niby siekierą
słowa, w sągi składając literę za literą.
(1975-1976, przeł. Stanisław Barańczak)