E. R.
Zimna kraina miodem płynąc, w mleku kryjeodbicie miasta. Dzwonią kuranty na wieży.
Pokój z kloszem. Anioły w oddali co chwilę
wszczynają hałas, całkiem jak w kuchni kelnerzy.
Piszę do ciebie z drugiej strony kuli ziemskiej,
w dniu Narodzin Chrystusa. Zamieć szalejąca
za oknami wybucha "luli laj" zwycięskim:
biel się mnoży. On wkrótce skończy dwa tysiące
lat. Zostało czternaście. A dzisiaj jest środa,
jutro czwartek. Rocznicę - bardzo na to liczę -
postaramy się uczcić jak trzeba, bez lodu,
chroniąc przed następnymi zmarszczkami policzek.
Tak po prostu z Nim razem. I to wtedy właśnie
spotkamy się. Podobnie jak gwiazda, co mimo
ścian, drażni gospodarza świecąc coraz jaśniej -
dręczy słuch jednym palcem budzone pianino.
Jakby ktoś sylab uczył się, gdy liter nie zna.
Albo astronom patrzył, czy kształt się wyłania
imion własnych, gdzie nie ma nas, gdzie przestrzeń gwiezdna,
tam, gdzie suma zależy od odejmowania.
(grudzień 1985, tłum. Katarzyna Krzyżewska)
Z Michaiłem Barysznikowem, Nowy Jork 1985 |