W całej tej barokowo rozbudowanej konstrukcji najlepsze jest to, co najcichsze i najgłębiej ukryte.
Ode mnie: 4,0 / 6
Mały boom na Michaela Chabona (ur. 1963) właśnie się prawdopodobnie rozpoczął za sprawą wydawnictwa W.A.B., które bieżącego lata sięgnęło po najnowszą powieść tego pisarza - Poświatę, niemal równolegle wznawiając starszy o ponad dekadę Związek Żydowskich Policjantów. W przyszłorocznych planach mają Niesamowite przygody Kavaliera i Claya z 2000 r. - nad przekładem tego pulitzerowego tytułu pracuje Piotr Tarczyński. Jest więc okazja nadrobić twórczość tego niewątpliwie oryginalnego pisarza.
W Związku... Chabon splata ze sobą kilka nici bardzo od siebie odległych tematycznie. Płaszczyzną, na której odbywa się zespolenie jest alternatywna wizja dziejów narodu żydowskiego, w której w latach 40. XX wieku, w obliczu nadchodzącej zagłady, Stany Zjednoczone przekazały Żydom w 60-letnią dzierżawę część Alaski. Pomysł jest zresztą autentyczny, tyle że w rzeczywistości nie uzyskał odpowiedniego poparcia i nie został wcielony w życie. U Chabona dzieje się inaczej, a do żydowskiego okręgu Sitka trafiamy u kresu jego istnienia, bo dosłownie na kilka tygodni przed końcem wspomnianej dzierżawy i przekazaniem alaskańskich ziem na powrót Stanom Zjednoczonym. Jednym słowem - mamy przeddzień końca świata.
Wydanie z 2009 r. |
A świat jest to barwny i niebywale pomysłowy. Sześćdziesięcioletnia współegzystencja Żydów i rdzennych Tlinglitów generuje szereg napięć i narosłych przez ten długi czas wzajemnych zależności. Chabon drobiazgowo kreuje wizję żydowskiej kultury i struktur społecznych, pieczołowicie odtwarzanych w obcych i nieprzychylnych warunkach, nad którymi wisi widmo nieuchronnego końca. Tą specyfikę bezbłędnie oddaje przekład, najeżony językowymi odwołaniami do żydowskiego dziedzictwa. W każdym razie atmosfera przypomina pokład wolno tonącego okrętu, którego nie uratują ani instytucje administracyjno-porządkowe, ani quasi-mafijne struktury zbudowane przez możnych sitkańskiego okręgu. W ich opisie laureat Pulitzera bogato korzysta z dorobku popkultury, sięgając a to do klasyki kina gangsterskiego (wierzbowski rabin Szpilman to krypto-pastisz Vito Corleone), a to do pełnego paradoksów poczucia humoru braci Coen (postać Miśko Szemeca, pół-indiańskiego i pół-żydowskiego policjanta o posturze aktora Johna Goodmana). Nade wszystko jednak dominuje konwencja noir, jako że główną osią fabuły jest śledztwo w sprawie zabójstwa, a prowadzi je jak żywcem wyjęty z Chandlera melancholijny policjant Mejer Landsman. Nie trzeba dodawać, że detektyw ten za kołnierz nie wylewa, ale perspektywa pracy pod dowództwem byłej żony optymizmem nie napawa. Zresztą Landsman ma mocno pod górkę, bo na rozwiązaniu zagadki trupa z hotelu nikomu nie zależy.
W żydowskie fatum, którym przesiąknięta jest każda strona powieści Chabona, wpisuje się dość nieoczekiwanie pojawiający się wątek mesjanistyczny, a całości dopełnia pewna łamigłówka szachowa. I ostatecznie wydaje się, że na tej nieposkromionej pomysłowości autora powieść zbyt dużo traci - z braku umiaru. Poziom przekombinowania pewnych elementów tego świata wybija z rytmu, niepotrzebnie odciąga uwagę w stronę detali mało istotnych, a trącących niezamierzoną tym razem groteską (przykład - spec od granic). Stąd też ostatecznie Związek... budzi podziw i uwodzi klimatem noir, ale w gruncie rzeczy pozostawia obojętnym na los zbiorowości i jej członków - z jednym tylko wyjątkiem. Jest nim sam nieszczęsny Mejer Landsman, którego dość tragiczny życiorys to przejmująca opowieść o poczuciu winy i potrzebie przebaczenia sobie popełnionych błędów - prawdziwych i urojonych. Tak więc w całej tej barokowo rozbudowanej konstrukcji najlepsze jest to, co najcichsze i najgłębiej ukryte.
Michael Chabon, Związek Żydowskich Policjantów (The Yiddish Policemen's Union) ; przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska. Warszawa : Wydawnictwo W.A.B., 2018.