Marcin Wroński kończy swój sztandarowy cykl w znakomitym stylu. Gościnne występy trzech zaprzyjaźnionych pisarzy to sympatyczna zabawa stworzoną przez Wrońskiego postacią i entourage'm.
Już kilka lat temu lubelski pisarz zapowiadał, że zamknie swój cykl zbiorem opowiadań, ale zaskoczył wszystkich, dobierając sobie trzech "współwinnych". Bywało, że w literackim uniwersum Polski wschodniej Wroński korzystał już z cudzych bohaterów, sprowadzając na gościnne epizodyczne występy Jakuba Wędrowycza i Anastazego Olkiewicza (nazwisko tego ostatniego nieobce będzie fanom Ryszarda Ćwirleja). Tym razem zarówno twórca chełmskiego bimbrownika jak i ten od poznańskiego milicjanta mieli okazję odwdzięczyć się lubelskiemu pisarzowi (co ciekawe, acz dla niniejszego tekstu marginalne, Ćwirlej podjął stworzoną przez Wrońskiego genealogię swojego bohatera w kolejnych własnych powieściach i w ten sposób Teofil Olkiewicz "zyskał" rodziców).
Gościnne występy trzech zaprzyjaźnionych pisarzy to sympatyczna zabawa stworzoną przez Wrońskiego postacią i entourage'm. Ryszard Ćwirlej zaprasza Zygę do Poznania, kapitalnie podrabiając styl i klimat powieści Wrońskiego, opowiadanie Pilipiuka ma charakter raczej kryminalnej anegdoty, zaś Robert Ostaszewski wraca do czasów "Anieli" i seryjnego mordercy, tworząc najbardziej dramatyczne opowiadanie z tej trójki.
Sam twórca Maciejewskiego koncentruje się głównie - choć nie tylko - na uzupełnieniu losów swojego bohatera. Robi w to w swoim przewrotnym stylu, stopniowo przesuwając uwagę na jego syna Olka, funkcjonariusza MO, ale nie tracąc Zygi z pola widzenia. W tle mimochodem dopowiada to, co dla wielbicieli najsłynniejszego lubelskiego komisarza i jego bliskich jest interesujące, z wyraźną świadomością, że to ostatnia okazja. Ale i, niezależnie od uroku osobistego ojca, sam Olek Maciejewski to także postać frapująca, zarazem autonomiczna i na swój sposób podobna do rodzica. Niezmiennie barwny jest drugi plan i tło rodzajowe, choć w tym przypadku w większości z lat PRL, ale też sięgające aż po czasy zupełnie współczesne. Wroński, od dawna ze swobodą przerzucający kładki między różnymi okresami życia swojego bohatera, tym razem czyni to jeszcze chętniej i z większą lekkością, jakby chciał powiedzieć, że przeszłość nigdy nie jest zamkniętym rozdziałem.
Na pożegnanie z Maciejewskim, odkładając na bok recenzencką bezstronność - o którą było niełatwo, ale starałem się uczciwie wskazywać także to, co mi się nie podobało, nierzadko się przy tym myląc - chciałbym podziękować Autorowi za nieprawdopodobną 11-letnią literacką przygodę na fantastycznym poziomie warsztatowym i niebywale ciekawą poznawczo. A także - last but not least - za niemający precedensu w historii literatury powieściowy portret naszego miasta. To coś naprawdę wyjątkowego.
Po zakończeniu lektury ostatniego opowiadania stwierdzam też, że Marcin Wroński w dalszej kolejności mógłby napisać powieść o akowcach z Lubelszczyzny. Materiału historycznego nie brakuje, a dramatycznych i ciekawych historii - tym bardziej. Nie tak dawny znakomity film jego imiennika Kryształowicza "Obława" dowodzi, że możliwe jest, wbrew bogoojczyźnianej martyrologii, niebanalne spojrzenie na losy uczestników wojennych oraz tuż-powojennych wypadków. Ich ślady wciąż można znaleźć w na przykład roztoczańskich lasach. A autor "Kina Venus" ze swoim specyficznym, dalekim od patosu spojrzeniem na historię, wybitnym talentem do sugestywnych rodzajowych detali, wreszcie lubujący się w tworzeniu charakternych i niejednoznacznych postaci - wydaje się być do tego tematu stworzony.
Ode mnie: 5,5 / 6
Na ucho: Andrew Hale - L.A. Noire soundtrack
Ode mnie: 5,5 / 6
Na ucho: Andrew Hale - L.A. Noire soundtrack
Marcin Wroński, Ryszard Ćwirlej, Robert Ostaszewski, Andrzej Pilipiuk, Gliny z innej gliny. Warszawa: W.A.B., 2018.