W na wpół naturalistycznym, a na wpół mitologicznym świecie prozy Zentnera zarówno śmiertelna wina, jak zemsta z zaświatów albo miłość silniejsza od śmierci - zyskują nowy, namacalny wymiar.
Debiutując Dotykiem młodzy kolega po piórze był już dobrze po trzydziestce i być może charakterystyczny dla tego wieku brak młodzieńczej egzaltacji uchronił go przed entuzjastycznym przerostem formy nad treścią, będącym grzechem powszechnym wśród początkujących pisarzy. Wykorzystując twórczo formułę sagi rodzinnej przepuścił ją przez perspektywę wspomnieniowej gawędy, której narratorem jest przedstawiciel trzeciego pokolenia rodziny drwali z osady Sawgamet na zachodnich krańcach Kanady. Rodzinna historia jest więc pofragmentowana i pozszywana na nowo w opowieść w rytmie powracających wspomnień i skojarzeń 40-letniego pastora Stephena czuwającego przy konającej matce. Epizody z życia jego rodziców i dziadków, rozpięte od 70. XIX wieku po lata 40. ubiegłego stulecia, w tej formie bynajmniej nie stanowią już monolitu wspomnianej sagi rodzinnej, a raczej precyzyjnie skomponowany patchwork, z którego wyłania się obraz pokoleń ludzi twardszych niż życie. Kanadyjscy pionierzy w starciu z bezlitosną naturą i żywiołami jawią się jako ludzie niezłomnego hartu ducha, jakkolwiek ulegają różnym namiętnościom zarówno wewnątrz swojej społeczności jak i wobec czynników zewnętrznych - żywiołów czy nieproszonych gości. Zwłaszcza przyroda bezpardonowo ingeruje w życie ludzi, często i brutalnie kładąc mu kres, nierzadko także w młodym wieku, jak we wstrząsającym prologu na zamarzniętej rzece, nieodparcie kojarzącym się z pierwszym odcinkiem Dekalogu Krzysztofa Kieślowskiego. Zentner, zszywając narrację swojego bohatera, operuje właśnie takimi wyrazistymi epizodami, w których napięcie, tragizm i konsekwencje utrzymują ognistą temperaturę emocjonalną - jak w dramatycznym wątku pożaru - w kontrze do refleksyjnego tonu filozoficznej zadumy, harmonizującego się z lodowatym klimatem kanadyjskiej przyrody. Ta epizodyczna struktura pozwala na wydobycie z owej domyślnej struktury sagi jedynie najważniejszych, brzemiennych w skutki wydarzeń, bez poczucia braku ciągłości między nimi. W efekcie bogata opowieść rodzinna rozpina się na raptem 200 stronach bez zbędnego wodolejstwa, pozostawiając samą esencję.
O ile surowy obraz pionierskiego życia wiąże autora Dotyku ze starszym o pokolenie Alistairem MacLeodem, to umiejętne operowanie realizmem magicznym zbliża do Michaela Crummeya. U Zentnera jest to naturalny i niezbywalny składnik enturage'u w którym egzystują jego bohaterowie. Mieszkańców Sawgamet nie zaskakują zatem ingerencje qallupilluitów, topielców z rejonu Zatoki Hudsona wziętych wprost z mitologii Inutiów, rdzennych mieszkańców północnokanadyjskiej ziemi. W na wpół naturalistycznym, a na wpół mitologicznym świecie prozy Zentnera zarówno śmiertelna wina, jak zemsta z zaświatów albo miłość silniejsza od śmierci - zyskują nowy, namacalny wymiar. Jednocześnie umocowanie tych wątków w sugestywnie nakreślonej scenerii, w której wszechobecna biel śniegu nadaje wydarzeniom lekko odrealnionego i niebywale plastycznego charakteru, w której zadymka przesłania kontury postaci, a wysoki na trzydzieści stóp śnieg zakrywa po dachy osadę i ludzkie namiętności - wydobywa z tej historii jej nieoczekiwanie poetycki wymiar, wykraczający poza realistyczną prozę twardego życia. Wymiar, w którym rozdzielone dłonie ojca i córki, unieruchomione bezlitosnym lodem, mają porażający ładunek emocjonalny ale też symboliczny, niczym okrutna odwrotność powszechnie znanego fresku Michała Anioła.
Inaczej niż u Kena Keseya, który w zbliżonym środowisku oregońskich drwali, idąc tropem Tennessee Williamsa, analizował w Czasami wielkiej chętce skomplikowane ludzkie relacje i twardo trzymał się ziemi, Zentnera poza winą i karą interesuje także to, co w jego historii wyrasta ponad realizm. To, co z tytanicznych, choć przecież pełnych słabości postaci, takich jak dziadek naratora Jeannot, czyni postaci mimo wszystko większe niż życie, stale balansujące w ekstremalnych warunkach na cienkiej granicy między życiem a gwałtowną śmiercią i stratą, dla których każde wyjście za próg domu to bergmanowska gra w szachy ze śmiercią, a mimo to za ten próg nieustannie wychodzą z podniesionym czołem i drwalskim toporem na ramieniu. Im, a także ich kobietom i dzieciom, Zentner oddaje pełen żaru hołd, który - patrząc z polskiej perspektywy - bezbłędnie wpasowuje się w nadal niepełny i fragmentaryczny obraz kanadyjskiej literatury, jaki dociera do nas, zamieszkujących przeciwległy kraniec północnej półkuli. Oby więcej takich tytułów.
Ode mnie: 5,5 / 6
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Wiatr od Morza
Alexi Zentner, Dotyk (Touch); przeł. Karol Chojnowski. Gdańsk:Wydawnictwo Wiatr od Morza, 2011.