Przejdź do głównej zawartości

Ostatni z nas (M. R. Carey, "Pandora")

Poważne pytania umieszczone w szarpiącej nerwy fabule, czyli idealna literatura środka.




Ostatnio mało czytam, a więcej pracuję, gdyż powoli wschodzi Księżyc Komanczów (planowana premiera wiosną 2025), tymczasem recenzja jednej z lektur wakacyjnych - na szczęście mocno zapadającej w pamięć. 



Nie mam pojęcia kto pierwszy wymyślił apokalipsę powodowaną grzybem kordycepsem, nie wiem też na ile - i czy w ogóle - Mike Carey (na co dzień autor komiksów) inspirował się grą The Last of Us, w której podobna jak w Pandorze zagłada ma miejsce. Pewnie nie, bo gra ukazała się tylko pół roku przed wydaniem powieści. Jej przejście jest zresztą doświadczeniem totalnym, niewiele dzieł - gier, książek, filmów - tak wytelepało mnie emocjonalnie. Jest to skończone mistrzostwo. 

Ale ja nie o grze, z którą "Pandora" dzieli koncept wstawienia w sam środek ogarniętego grzybokalipsą świata - dziesięcioletniej dziewczynki. To jej oczami - i początkowo tylko jej - poznajemy upiorną rzeczywistość, której razem z nią nie rozumiemy, i która bardzo stopniowo odsłania przed nami swoje upiorne oblicze. Z czasem też autor podejmuje żonglerkę punktami widzenia; uprawia ją mistrzowsko, wtajemniczając nas w motywacje garstki ocalałych bohaterów. Każda z postaci, wrzuconych do jednego worka niczym w Dyliżansie, ma swoje rozumienie po-cywilizacyjnej rzeczywistości i swoje związane z tym cele. A także swoje sympatie i antypatie. Galimatias zależności w sytuacji ciągłego ekstremalnego zagrożenia i w ogóle zderzenie z zarazą, która obraca ludzi w krwiożercze i bezmyślne (ale czy do końca?) istoty, zmierza do punktu, w którym wraz z bohaterami zadajemy sobie pytania - co czyni nas ludźmi, co w ogóle jest fundamentem społeczeństwa i cywilizacji, i ile trzeba, by ten fundament runął. Co świadczy o naszym człowieczeństwie - pochodzenie gatunkowe czy etyka postępowania? Ile i jakich ofiar warta jest próba ocalenia resztek świata? Te i podobne zagadnienia Carey gładko umieszcza w szarpiącej nerwy i skrajnie angażującej emocje fabule godnej najlepszych dramatów postapo (tu kłania się film Ludzkie dzieci), w której - o dziwo - udało mu się zachować idealny balans między atrakcyjnością opowieści a powagą problemów, co czyni z Pandory idealną literaturę środka. To książka, od której trudno się oderwać, ale w swoim gatunku jak najdalsza od banału. 

Więcej pisał o Pandorze Radosław Gabinek na blogu "osinski po ludzku" - polecam jego refleksje.

Ode mnie: 5,5 / 6


M. R. Carey, Pandora, (The Girl with All the Gifts); tłum. Martyna Tomczak. Kraków: Wydawnictwo Otwarte, 2016.


Komentarze