Przejdź do głównej zawartości

Czas Apokalipsy (Cormac McCarthy, "Krwawy południk albo wieczorna łuna na zachodzie")

Wbrew wielu zaoceanicznym opiniom nie uważam Krwawego Południka za arcydzieło ani nawet za najlepszą powieść Cormaca. 




W 1976 roku Cormac McCarthy na zawsze rozstał się ze stanem Tennessee by zamieszkać w teksaskim El Paso, zaś dzięki otrzymanej nagrodzie-stypendium w 1981 roku odył podróż po południowo-zachodnich rubieżach USA. Oba te fakty zaowocowały w jego twórczości 20-letnim "okresem westernowym" (oprócz Południka i napisanej po nim trylogii zaliczam tu także powieść To nie jest kraj dla starych ludzi, która, choć współczesna, jest trawestacją motywów tego właśnie gatunku).

Bardzo luźno inspirowany wspomnieniami - skądinąd w znacznej części zmyślonymi - Samuela E. Chamberlaina (1829-1908), żołnierza, awanturnika i akwarelisty, sięgnął do przełomu lat 40. i 50. XIX wieku i ociekającej makabrą historii gangu Johna Joela Glantona (1819–1850), najemnika i łowcy nagród. Bandę tę zatrudniły władze miasta Chihuahua by "oczyścić" okolicę z Apaczów, jednakże raz obudzonego potwora nie dało się zatrzymać i łowcy skalpów z braku Indian poczęli eksterminować ludność meksykańską. Na tej bazie McCarthy osnuwa opowieść w formie makabrycznej odysei z wpisanym weń wątkiem dojrzewania. Tyle że centralna postać właściwie nie jest najważniejszą, a jej dojrzewanie w zasadzie nie zachodzi, bo istotniejsza jest apokalipsa krwawych obrazów roztaczanych z nieodmiennie bogatym i na swój sposób imponującym stylistycznym rozmachem, a nad galerią wyzutych z człowieczeństwa kreatur góruje sędzia Holden, erudyta, sadysta, pedofil, postać z innego, apokaliptycznego porządku. Upiorny ludzki biały wielo… no może nie aż tak, ale tropy wiodące do Moby Dicka są w tej powieści wyraźnie widoczne, w języku, archaizowanych tytułach rozdziałów, w elementach konstrukcyjnych fabuły.

Wbrew wielu zaoceanicznym opiniom nie uważam jednak Krwawego Południka za arcydzieło ani nawet za najlepszą powieść Cormaca. To niewątpliwie diablo sugestywna wizja Pogranicza, przesiąknięta krwią i nihilizmem jak chyba żadna inna, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten nihilizm jest w jakiś sposób pusty, brakuje w nim tragizmu, tak jak w wymyślnych aktach okrucieństwa brak dramatyzmu, przez co powodują zobojętnienie, a kwiecisty styl i malarskość obrazowania stają się sztuką dla sztuki. Nie robią na mnie wrażenia mętne filozoficzne wywody Holdena, a reszta nie budzi właściwie głębszej zadumy. Że człowiek to bestia to wiadomo i bez tej postaci - zresztą sam McCarthy stworzy w przyszłości ciekawszego antagonistę. Z kolei okrucieństwo podboju Pogranicza zasługuje na literackie badanie i sugestywne odwzorowanie, ale w tym tekście nie znajduję właśnie żadnej nad nim refleksji. Również w 1985 roku ukazało się Na południe od Brazos Larry'ego McMurtry'ego - i to jest dojrzała, przemyślana rewizja i rachunek sumienia, pogłębiony i poszerzony później w kolejnych tomach cyklu (a w jednym z nich znajdują się wyraźnie mrugnięcia okiem do czytelników Krwawego Południka). Sam Cormac podejdzie do tych samych tematów (przemoc w historii Pogranicza) za kilka lat ponownie, ale zupełnie inaczej - i z bardziej interesującym, przynajmniej w mojej opinii, rezultatem. 

Ode mnie: 4,5 / 6


Cormac McCarthy, Krwawy południk albo wieczorna łuna na zachodzie (Blood Meridian, or the Evening Redness in the West); tłum Robert Sudół. Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2010.