Przejdź do głównej zawartości

...na tego bęc! (Pierre Charras, "Dziewiętnaście sekund")

Tym razem będzie krótko i zwięźle, ponieważ książkę czytałem dość dawno, a notatki (w charakterze notesu używam kupionego za grosze zeszłorocznego kalendarza Paperblanks; tu puszczam oko do Agnes, miłośniczki tychże) mam bardzo lapidarne. Będzie więc lapidarnie. Zresztą, książka też należy do zdecydowanie krótkich. 
 


Promowana kilka lat temu dość mocno (tak przynajmniej pamiętam) książka francuskiego aktora, scenarzysty, tłumacza i pisarza w jednym - jednocześnie zachwyca i rozczarowuje. Ciekawy jest punkt wyjścia, choć ociera się o wydumanie, ale jego uznajmy jego umocowanie psychologiczne za wiarygodne. Oto kryzys małżeński popycha pewną parę do testu, trochę powiedzenia sobie "sprawdzam" - czy jeszcze o siebie walczymy, czy to już koniec. Test odbywa się w metrze (wysiądzie na moim peronie, czy nie?), i trzeba przyznać, że fantastycznie przemyślana i poprowadzona dramaturgia tej sceny, w którą włączają się też kolejni pasażerowie metra ze swoimi przeżyciami, jest bliska wybitności. Filmowa - pchało się samo na usta, a nie wiedziałem jeszcze wtedy, że autor jest z filmem za pan brat.


Niestety - ostatnia część skręca w ponurą groteskę, u podłoża której leży oczywiście uzasadniona rozpacz, ale która kompletnie nie pasuje do wcześniejszej fabuły.

Dość wtórny koncept mozaiki ludzkich losów splecionych jednym wydarzeniem (vide filmy boga wielowątkowych narracji Roberta Altmana, czy Alejandro Gonzalesa Inarritu) Charras potrafił wzbogacić dramaturgią i sugestywnym obrazem uczuć targających bohaterami. Z jego krótkiego dziełka wynika, że uczuciami nie warto się bawić, wystawiać ich na próbę, bo nigdy nie wiemy, kiedy nadejdzie prawdziwy ich koniec - w takiej czy innej formie. Tylko tyle i aż tyle.

Ode mnie: 4,5 / 6