Przejdź do głównej zawartości

Wietnam upiorny i upojny (Michael Herr, "Depesze")

Po tej lekturze łatwo pojąć, dlaczego pułkownik Kilgore "uwielbiał zapach napalmu o poranku". 



To nie będzie recenzja - po przeszło roku mści się brak robionych na bieżąco notatek. Dociekliwym polecam celny tekst niezawodnego Andrew Vysotskiego (Klub A+A), od siebie zaś napiszę krótko:

Jeśli szukacie Wietnamu pokazanego z perspektywy zwykłego żołnierza, to to dalej nie szukajcie. Herr nie bawi się w opis historyczny, nie interesuje go polityka, nie szuka dystansu. Depesze to okrutny żywioł nowoczesnej wojny w maksymalnym zbliżeniu, w strachu i błocie, krwi i histerycznych odjazdach, w oparach narkotyków i poczuciu okrutnego absurdu. Zapis upiornego ale i rozkosznego amoku, z całą jego rozdygotaną dynamiką. To literacki odpowiednik żywiołu wojny uwiecznionego w Czasie Apokalipsy, przy którym zresztą Herr współpracował.

Nieważne, że spora część tej opowieści jest w pewnym sensie fikcją literacką: wymyślone postaci i przeniesione sytuacje służą intensyfikacji obrazowania, podnoszą literacką drapieżność i kondensują atmosferę. Liczy się nie tyle sztywna wierność faktom, co ściskająca za gardło prawda przeżyć (wiem, że powtarzam tą konstatację za Andrew, ale jest tak celna, że nie sposób ująć to inaczej), w swej upiorności przekazana z najwyższą literacką sugestywnością. Książka-dynamit, zapadająca w pamięć, emanująca, mimo opisanego w niej horroru, na swój sposób zniewalającą, upojną aurą. Po jej lekturze łatwo pojąć, dlaczego pułkownik Kilgore "uwielbiał zapach napalmu o poranku". Ukłony należą się też tłumaczowi - dawno nie czytałem tak szorstko i soczyście przełożonej książki (nie wspominając o długim szeregu przypisów, skutecznie niwelujących jej hermetyczność bez naruszania potoczystości i struktury narracji). 

Ode mnie: 5,5 / 6


Michael Herr, Depesze (Dispatches); Tłum. Krzysztof Mejer. Kraków: Wydawnictwo Karakter, 2016.